Zdjęcie przedstawiające całą salę (to największe)
nie jest mojego autorstwa - pochodzi z fan page'a Majonezu Kieleckiego na Facebooku.
Po raz pierwszy miałam okazję uczestniczyć w jakichkolwiek warsztatach kulinarnych, więc było to dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie. Na "Dzień dobry" otrzymaliśmy fartuszki kuchenne, warsztatowe menu i coś ciepłego do picia (mogliśmy sobie przy tym troszkę pogawędzić i poznać się lepiej), a następnie zostaliśmy oficjalnie przywitani przez samych organizatorów.nie jest mojego autorstwa - pochodzi z fan page'a Majonezu Kieleckiego na Facebooku.
Powyższy baner pochodzi z fanpage'a Majonezu Kieleckiego na Facebooku
W pięknej, urządzonej w wiejskim stylu sali przygotowano dla nas 4 stanowiska. Szybko podzieliliśmy się na 4-5-osobowe grupy, w których mieliśmy wspólnie poznawać śląską kuchnię.
W menu warsztatów znalazły się takie pyszności jak:
wodzionka,
kluski śląskie
i szpajza cytrynowa.
Może trochę nie po kolei, ale nasze kulinarne zmagania rozpoczęliśmy od deseru, czyli od przygotowania szpajzy cytrynowej. Nigdy wcześniej nawet nie miałam okazji jej spróbować (i tu pytanie do moich znajomych o śląskich korzeniach - dlaczego nikt mnie tym nie poczęstował?!;))).
Teraz z powodzeniem mogę sama serwować ją w domu :)
Następnie przyszła kolej na kluski śląskie (miałam przyjemność ugnieść ciasto;) i część klusek). Gotowy, gorący sos otrzymaliśmy z restauracyjnej kuchni.
A tutaj kluski, które wyszły spod ręki pani kucharki - równiuteńkie niczym z taśmy produkcyjnej.
Wodzionka (tylko nie mylić z "wodzianką";)) była mi znana głównie ze słyszenia i z regionalnego przeboju. Muszę przyznać, że jest to bardzo fajna, rozgrzewająca zupa do przygotowania na szybko (wszelkie ekspresowe zupki chińskie mogą się schować :)).
Przez cały czas trwania warsztatów dobry humor nie opuszczał nas ani na chwilę, a prowadząca warsztaty pani Basia krzątała się między stolikami i kontrolowała naszą pracę. Co jakiś czas zaglądali do nas także organizatorzy, kamerzysta, fotograf oraz uczestnicy z innych stolików. Było zabawnie, momentami miałam nawet wrażenie, jakby między "stolikami" wywiązywała się rywalizacja (ale zdrowa), ponieważ wszystko działo się w tak ekspresowym tempie.
Po przygotowaniu potraw degustacjom i rozmowom (!) nie było już końca ;) Kluski, wodzionka, rozpływająca się w ustach słodka, cytrynowa szpajza... i dobre, czerwone wino :)
A czas mijał nam tak miło, że nie potrafiliśmy się ze sobą rozstać. Było smacznie i sympatycznie :) Na "do widzenia" dostaliśmy jeszcze paczki od organizatora (akurat na święta wielkanocne).
To była cudownie spędzona sobota.
Wniosek - takie warsztaty mogłyby być zdecydowanie częściej ;) Bardzo mi się spodobało takie wspólne pichcenie!
Pozdrawiam Was serdecznie,
Lidka Ka
P.S.
Niedługo przedstawię Wam poznane przepisy na blogu, więc będziecie mogli sami spróbować w domu takich śląskich specjałów.
Jeśli chcecie zobaczyć więcej zdjęć z warsztatów, to można je znaleźć na FB organizatora.
Powarsztatowe wrażenia innych uczestników można znaleźć również na kilku blogach:
- Marciocha Kucharzy,
- Pora coś zjeść,
Dziękuję za zaproszenie przyjemnie będzie zjeść w takiej restauracji.
OdpowiedzUsuńNa pewno warto:), ale nie znam karty dań. My tam jedliśmy tylko potrawy przygotowane przez nas samych (nie licząc jedynie sosu do klusek), ale niejako pod okiem szefowej kuchni. Za to naczynia mnie wprost urzekły:)
Usuń